01.02 20131

Dotacje unijne – szansa, czy zagrożenie?

Temat dotacji z Unii Europejskiej stał się już w naszych czasach evergreenem. Wystarczy wyguglować zapytanie „dotacje unijne” i ograniczyć możliwości wyszukiwania do ostatnich 24 godzin, aby zobaczyć, ile tego typu treści jest produkowanych dziennie. Wiele ostatnich miesięcy poświęciłem więc na poszukiwanie przyczyn dla których należałoby wziąć dotację z Unii Europejskiej. Ciągle się dziś o tym mówi, jest wiele reklam – sfinansowanych za pieniądze Unii… żeby brać!

Brać, czy nie brać?

Pierwszy argument, żeby nie brać, jest natury moralnej. Otóż nie mogę zapomnieć, że są to pieniądze zrabowane innym ludziom. I co dziwne, wiele osób się ze mną zgadza. Właściwie nikt nie kwestionuje tej tezy. I to jest zdumiewające !

Dlaczego? Przecież w prawie rządowym przewiduje się wysokie kary za paserstwo! Paser to taki człowiek, który za niewielkie pieniądze kupuje i sprzedaje rzeczy kradzione lub zrabowane. Zwykle dużo poniżej ich wartości rynkowej. Więc wydawałoby się, że państwo powinno paserów wspierać, bo obniżają ceny na rynku. Ale wkłada ich do więzienia. I strasznie się ich piętnuje w filmach i innej produkcji propagandowej. Znacie to: odważny policjant (czyli urzędnik państwowy), otoczony złymi bandytami, złodziejami i… paserami. Paserzy to tacy tchórzliwi bandyci, którzy boją się sami kraść, ale wykorzystują kradzione, żeby się bogacić. Oni „uwiarygodniają” pochodzenie kradzionych dóbr.

I tak „przedsiębiorcy” korzystając z dotacji unijnych pełnią rolę paserów: urzędnicy rabują pieniądze przez podatki. I robią to, co paserzy: uwiarygodniają fakt rabunku.

W moim rozumieniu, chrześcijanin nie może uwiarygodniać rabunku ani kradzieży. Jest to sprzeczne z 7 Przykazaniem. To tak, jakbyśmy się do rabunku przyczyniali i brali w nim aktywny udział.

Drugi argument jest z innego obszaru. Faktem jest, że przedsiębiorca, który opiera się na państwowych dotacjach traci podstawę swojej działalności, czyli WOLNOŚĆ. Wolność jest koniecznym warunkiem do prowadzenia działań w ogóle, także gospodarczych. A pieniądze otrzymane od rządu nakładają na firmę obowiązek prowadzenia niewiarygodnie skomplikowanej dokumentacji. Trzeba również przygotować ogromną ilość dokumentów, by dotację otrzymać. Jest to łatwiejsze, niż zarobienie pieniędzy na rynku, gdyż klientom trzeba za daną kwotę dostarczyć określonej ilości usług bądź towarów za konkurencyjną cenę.

W ogóle dotacje kuszą, gdyż są stosunkowo łatwe do uzyskania. Kontrola urzędnicza jest ograniczona do przestrzegania procedur. Urzędnicy na niczym się nie znają, polegają na opiniach „ekspertów”, a eksperci mogą napisać każdą głupotę, byle dobrze brzmiała w uszach urzędników. Od setek lat, w każdym socjalizmie ważne były „słowa-klucze”, dworzanie zawsze lepiej niż baronowie wiedzieli, co jest w danym momencie na czasie, jakie słowa są modne.

Przedsiębiorca, który takie dotacje dostał, nawet niedobrowolnie, stał się więc w jakimś stopniu niewolnikiem. A niewolnictwo upadło głównie dlatego, że jako forma ekonomiczna jest nieproduktywne i nieefektywne. Niewolnictwo pozwala ludziom głodować. Niszczy też moralnie zarówno niewolnika, jak i pana. Daje się więc propozycję, byśmy wzięli udział w pół-niewolniczym systemie pod panowaniem życzliwych panów – urzędników.

Dotacje są poniżające. Świadczą o tym, że firma, która je otrzymała, nie umiała zarobić sama pieniędzy świadcząc usługi lub sprzedając towary o uznanej przez klientów jakości.

Biorąc dotację, zwiększamy krótkotrwale swoją konkurencyjność. Możemy czasem doprowadzić swoich konkurentów do trudnej sytuacji, gdyż oferujemy wtedy swoje usługi po niższych cenach. Mamy bowiem do dyspozycji tanio kupione maszyny lub czystą gotówkę. To może znacząco obniżyć nasze koszty. Ale biorąc dotację tracimy czujność i pewną ilość rynkowych umiejętności. Nasza konkurencyjność może się w dłuższym okresie osłabić. Na dodatek, takie „instytucje” jak związki zawodowe tylko czyhają, żeby podnieść swoje roszczenia, gdy firma osiąga nadprogramowe zyski. Więc nadzwyczajne zyski szybko mogą przejść do historii. A później będzie bardzo ciężko wrócić do poprzedniego poziomu kosztów.

Życie pokazuje, ze większość przedsięwzięć zbudowanych na dotacjach pada w krótkim czasie. Zwykle w chwili, gdy dopływ dotacyjnej kroplówki się kończy. W warstwie bazowego rozumowania takie „efekty” są zrozumiałe – dotacje są antytezą przedsiębiorczości rozumianej jako umiejętność wyszukiwania okazji na rynku.

Pieniądze unijne demoralizują

Dotacje jako przeciwieństwo solidaryzmu

Pomoc unijna jest również materializacją chciwości i samolubstwa. W rzeczy samej, przedsiębiorczość nie jest samolubna. Przedsiębiorczość kieruje się własnymi korzyściami. Ale własne korzyści nie przeczą „złotej regule”. Możemy kierować się własnymi korzyściami, a najlepsza droga do osiągania najwyższych korzyści, to realizacja własnych korzyści innych osób. Taki sposób na dobrowolne, ewangeliczne niewolnictwo, by stać się pierwszym spośród nas w sposób uczciwy.

Rynek jest procesem, w którym wszyscy uczestnicy mogą osiągać swoje cele w sposób dobrowolny i pokojowy. Dotacje są odwrotnością dobrowolności i pokojowości. Są zabierane przemocą i w żadnym wypadku nikt się nie zgodzi na dobrowolne finansowanie cudzych przedsięwzięć gospodarczych. Jeśli zresztą ktoś chce, chętnie otworzę konto, by wpłacać dobrowolne składki w ramach dotacji na moją firmę.

Dotacje kreują chciwość. Na wolnym rynku trzeba coś zaoferować, żeby inni uczestnicy to dobrowolnie zakupili. Każda osoba, która pragnie odnieść sukces na rynku, musi mieć na uwadze innych. Biorący dotacje musi mieć na uwadze jedynie siebie. Nie musi się liczyć z nikim, tylko z urzędnikiem posiadającym władzę, najczęściej oczywiście niekompetentnym. Krótko mówiąc, w gospodarce socjalistycznej i interwencjonistycznej ludzie kierujący się chciwością nie muszą się troszczyć o potrzeby i pragnienia innych*.

Firmy, których nie stać na zakup nawet tanich urządzeń, kupują sobie dzięki dotacjom urządzenia „wypasione”, czyli uprawiają marnotrawstwo. Typowe, marnujemy zwykle cudze pieniądze, otrzymane bez wyświadczenia jakichkolwiek usług za nie.

 Zrabować zrabowane

Jest jeszcze jeden argument, z którym się spotykałem dość często. Otóż podkreślano, że jeśli my nie skorzystamy z dotacji, to zrobi to ktoś inny. Ktoś inny zmarnuje te pieniądze. Innymi słowy, pada argument „rabuj zrabowane”. W rzeczy samej, wielu urzędników poczytuje sobie za chlubę „wyszarpnięcie” z budżetu jak najwyższych kwot, nieważne, jakim sposobem. „Wyszarpnięcie”, to po prostu zrabowanie jak najwięcej ze zrabowanego. Takie postępowania niewiele się różni od porachunków gangsterskich po napadzie na bank. Ale w „moralności oświeconych” jest to godne szacunku postępowanie.

Innym argumentem jest, że pieniądze na dotacje zostały wpłacone przez polski rząd, więc należy je „odzyskać”. Ale skąd wziął polski rząd te pieniądze? Są tylko dwie możliwości: z podatków (= ktoś został obrabowany), albo z emisji pieniądza (= wszyscy zostali obrabowani). Nie są więc te pieniądze lepsze od innych, bo co za różnica dla chrześcijanina, czy obrabował Polaka, Niemca, czy Holendra?

Oczywiście, część tych pieniędzy została skonsumowana na „koszty” pozyskiwania.

Innymi słowy: jeśli nie weźmiemy pieniędzy rządowych, pieniądze zostaną w kieszeniach innych ludzi.

Unia każe na zakupionych maszynach wieszać wielkie tablice, oznajmiające wszystkim: to coś zostało zakupione za pomocą środków unijnych, itp. brednie.

Może zacznę wieszać na swoich maszynach inne tabliczki o treści: „Ta maszyna została zakupiona za uczciwie zarobione pieniądze. Nikt nie został obrabowany”. A żadne zwierzę nie zginęło… to dla eko-terrorystów…. 😉

Prof. deSoto w swoim wykładzie* mówi, że działanie według zasad jest ważne. Mówi, żeby raczej rzucić kamień w dobrym kierunku, a nie martwić się, czy trafi w cel. To jest już rola Pana Boga. Niebranie dotacji jest krokiem w dobrym kierunku.

 

* artykuł Ronald H. Hasha Prywatna przedsiębiorczość sprzyja chciwości z książki Fałsz politycznych

** 10 rad od Jesusa Huerty deSoto – Frizona.pl

1 Comment for "Dotacje unijne – szansa, czy zagrożenie?"

  1. Łukasz 6 lutego 2013

    Oglądałem Pana wykłady z ASBIRO, często nachodzą mi na myśl różne fragmenty z tych wypowiedzi, dzisiaj także i postanowiłem sprawdzić czy ten człowiek ma swoją stronę.. I oto jest, jestem nad wyraz pozytywnie zaskoczony 😉

    Co do samego artykułu, czytałem kiedyś podobny na blogu Kamila Cebulskiego, jednak Pana artykuł uważam za bardziej rozwinięty, posiada większą liczbę argumentów, są rozwinięte, a do tego źródła.
    Poza tym profesjonalnie zredagowane, po prostu dobrze się to czyta.

    Czy mógłby Pan kiedyś wypowiedzieć się na temat emigracji? Czy rozsądniej byłoby zostać w tym kraju, próbować tworzyć biznes, miejsca pracy, ratować coś, czy lepiej spróbować szczęścia w innym państwie?

    Pozdrawiam serdecznie,
    Łukasz G

Warsaw

14:50