Etatystyczne wojny religijne
Etatyzm jest bowiem politeistyczną religią, w której grzeszne skłonności: zawiść, pożądanie cudzej własności, głupota, lenistwo, urastają do rangi cnoty. Człowiek małego formatu, targany namiętnościami, pozbawiony moralności to urodzony kandydat na funkcjonariusza reżimu. Jego dążenie do osiągnięcia stanu leniwej nirwany, w której nic nie będzie musiał robić, w którym inni będą mu usługiwali, czyni z niego łatwą do sterowania marionetkę. Można nią sterować już to przekupstwem, już to wskazaniem wroga. Wróg musi być oczywiście bezbronny, bo sługa etatyzmu nie sięgnie po broń przeciw silniejszemu. Wtedy przed fanatykiem etatyzmu otwiera się bezmiar możliwości, może konfiskować, grabić, pozbawiać wolności i uprawiać propagandę, w której nie ma ograniczeń takich jak Prawda, Sprawiedliwość, Cnota czy Dobro. Dobre jest to, co służy osiągnięciu celu, dobre jest to, co sprzyja rozszerzeniu władzy funkcjonariusza.Etatyzm to religia, w której państwo nie jest marnym sługą, czekającym na rozkazy obywateli i otaczającym swoich panów – obywateli usługą bezpieczeństwa.
W etatyzmie bezpieczeństwo obywateli umieszczone jest tylko na sztandarach. W rzeczywistości liczy się jedynie bezpieczeństwo funkcjonariuszy. Dlatego pierwszą ofiarą etatystów pada konkurencja w świadczeniu usług bezpieczeństwa właśnie. Eliminacja konkurencji: prywatnej broni, prywatnych oddziałów szturmowych jest punktem wyjścia do panowania ideologii bezpieczeństwa, bo już nie bezpieczeństwa samego w sobie. Dlatego nawet etatyści muszą dodawać do podstawowych pojęć, jak bezpieczeństwo, przyimki: socjalne, energetyczne itp. Inaczej obnażyliby wewnętrzne sprzeczności swojej doktryny religijnej.Etatyzm jest religią totalną. Nie ma nic przeciwko wyznawcom innych bogów jeśli tylko na pierwszym miejscu akceptują państwo i nie kwestionują rozszerzania jego prerogatyw. Etatysta zapali znicz Chrystusowi, świeczkę Buddzie i diabłu ogarek byle tylko wyznawcy innych religii uznawali istnienie państwa jako bytu rzeczywistego, a nie jak Św. Augustyn tylko jako bytu myślnego. Etatysta jest jak Aleksander Macedoński, który odwiedzi z darami świątynie innych bogów i pozdrowi ich kapłanów, byle tylko nie próbowali skrytykować aksjomatu, w którym państwo jest ich niekwestionowanym panem.
Myślicie, że te rozważania to tylko blubry pijanego Bernaciaka?
Pan Prezydent miłościwie nam panujący samodzielnie objawił nam tę prawdę (po raz kolejny i nie tylko on jeden), oświadczając przed wielotysięcznym tłumem, iż: „nie ma jednego prawa bożego” – czym zaświadcza jednoznacznie, że żaden z istniejących polityków nie będzie się zajmował takimi drobiazgami, jak szukanie jedynej Prawdy, doskonałej Sprawiedliwości, bo każdy może mieć takie prawo, taką sprawiedliwość i taką prawdę, jaką sobie rano przy myciu zębów wymyśli.
Ale w rzeczywistości to jest właśnie wyznanie wiary państwowego politeisty, który udaje, że nie będzie się wdawał w dyskusje, która twarz bożka-państwa jest ważniejsza. Bo pan Komorowski boi się, że może rację ma pan Miler (ojciec twórcy specjalnych przywilejów dla supermarketów), że zamiast kato-talibanu, będzie wdrażał soc-taliban, albo euro-taliban, ewentualnie eko-taliban. Bo politeistyczni funkcjonariusze czczą takiego bożka, jakiego danego dnia czcić wypada.
Oni wszyscy wiedzą, że katolicyzm nie jest talibanem wygodnym dla rządzących. W katolickim talibanie rządzi niejaki Chrystus, wierzy się w Prawdę, Sprawiedliwość, obiektywne Dobro, a także Cnoty, jak patriotyzm, wierność (małżonkowi i narodowi), uczciwość i takie różne kłopotliwe cechy, które powodują, że z kato-talibem niewiele da się zrobić ani nim zamanipulować.
Wygodniejsi są na przykład homo-talibowie, albo postęp-talibowie. Im można coś obiecać, przekupić, dać przywilej… i już będą na pasku chodzić. Bo ich bożki nie mają jakichś wygórowanych wymagań. Przymkną oko na wierność zasadom w imię sowitej ofiary wpłaconej wyznawcom. W dowolnej formie.
* Frederic Bastiat – „Państwo”
3 Comments for "Etatystyczne wojny religijne"
„Dla „niewierzących” państwo […] jest realnym bytem, który należy czcić i chronić przed atakiem bałwochwalców takich jak katolicy na przykład.”
Zdziwił mnie ten fragment, moim zdaniem to bardzo naciągana teza. Czy tak niewielu jest niewierzących liberałów? Moim zdaniem wystarczająco dużo by nie generalizować niewierzących
Panie Łukaszu, dziękuję za wnikliwe przeczytanie tekstu! Ma Pan rację, nie dość jednoznacznie zaznaczyłem, że kwestia wiary w państwo dotyczy części niewierzących. OK, większej części, tak ponad 80%.
Może mi Pan przyzna rację, a może nie, ale uważam mimo Pana sceptycyzmu, że państwo i ww. są najczęściej wyznawanymi bożkami, także o zgrozo wśród wielu formalnych katolików, a nawet księży.
Co do wolnościowców zgadzam się z panem całkowicie, mają swoich własnych bożków. Czasem, jak choćby Mises, zachowują zrozumiały dystans intelektualistów, choć ja uważam, że Mises w duszy był katolikiem mimo formalnie deklarowanego agnostycyzmu. Świadczy o tym wiele urywków, jak choćby rozdział o małżeństwie w jego książce „Socjalizm”.
Aha… i zapomniałem podać źródło obrazka, chociaż założyłem link do rodzimej strony obrazka. Fotografię zapożyczyłem z: http://wpolityce.pl/wydarzenia/54901-prezydent-komorowski-zyjemy-w-swiecie-zroznicowanym-i-nie-ma-jednego-prawa-bozego