19.10 20135

Krótki czy długi horyzont? Pytanie za milion dolarów!

Jeszcze jako dziecko zauważyłem, że większość nieporozumień i konfliktów między ludźmi wynika z patrzenia na świat w różnym kontekście czasowym.
Czy to członkowie rodziny, czy członkowie państwa, organizacje czy osoby prywatne, jeśli ich horyzont jest podobny, łatwiej się im dogadać. Jako człowiek głęboko zakompleksiony nie wierzyłem, że dokonałem poważnego odkrycia, aż do momentu kiedy poznałem Ludwiga von Misesa z jego genialnymi przemyśleniami o preferencji czasowej. Wtedy zrozumiałem, że to, co wydawało mi się mało ważnym spostrzeżeniem, jest w rzeczywistości podstawową prawdą, z której większość osób nie zdaje sobie sprawy. Dlaczego? Przecież to tak ważna obserwacja…

 

Zauważyłem też, że osoby mające na uwadze dłuższy horyzont, biorą z czasem górę nad osobami, które operują w krótkim horyzoncie. Później przeczytałem słynną książkę Herberta „Diuna” i tam często powtarzało się powiedzenie „plany wewnątrz planów w planach”. Uświadomiłem sobie wtedy, że w ogólnoludzkiej konkurencji wygrywają ci, którzy planami swoimi obejmują innych, a więc hipoteza o prymacie długiego horyzontu czasowego się potwierdziła.

W austriackiej teorii ekonomii od początku trzeba się zapoznać z pojęciem preferencji czasowej, bo jest ona ważnym odnośnikiem do wielu ekonomicznych rozważań. Od preferencji czasowej zależą inwestycje i konsumpcja, a na pewno ich poziom. Ogólnie można powiedzieć, że inwestor lub przedsiębiorca charakteryzują się niską preferencją czasową, podczas gdy konsument ma wysoką preferencję czasową. Problem z tym podziałem na inwestorów, przedsiębiorców i konsumentów jest taki, że to nie osoby, a raczej różne osobowości w każdym z nas. Każdy z nas jest w części konsumentem, inwestorem i przedsiębiorcą. I te osobowości są zintegrowane w całość – w każdym z nas osobno.

Propaganda telewizyjna i państwowa próbuje dość skutecznie zantagonizować nas pomiędzy sobą, przypinając nam łatki, metki, z napisem „przedsiębiorca” (=wyzyskiwacz), „konsument” (=poszkodowany), „pracownik” (=wyzyskiwany) i tak dalej i dalej, mnoży się te podziały coraz bardziej przeciwstawiając kobiety, mężczyzn, homo, hetero, gender i tak dalej przeciwko sobie, byleśmy tylko nie zauważyli podstawowego podziału, który ukrywa się skrupulatnie przed nami, abyśmy go Broń Boże nie zauważyli nawet.

A chodzi o rzecz nie byle jaką, bo o podział na twórców bogactwa i grabieżców bogactwa. Podział ten jest stary jak Biblia, a Biblię przecież zwalcza się wszelkimi środkami. Bowiem charakteryzujący się wysoką preferencją czasową grabieżcy bogactwa mają negatywną konotację moralną. I słusznie. Są po prostu złodziejami, bandytami, pasożytami wreszcie. Ten podział też jest kwestią osobowości, nie osoby. Jest więc czasem w nas i twórca bogactwa i grabieżca, pasożyt, w zależności od obszaru naszego działania. Za prawie każdym razem, gdy gramy w grę o sumie zerowej polegającą na zabieraniu czyjegoś bogactwa, jesteśmy grabieżcami. Gdy gramy w grę o sumie dodatniej, polegającej na dobrowolnej wymianie jesteśmy twórcami bogactwa. Nie umiem tego łatwiej napisać, spodziewam się, że większość nie zrozumie górnolotności tych przemyśleń, ale zaraz ujmę to łatwiej (mam nadzieję).

Ważne, aby uświadomić sobie, że preferencja czasowa jest kwestią charakteru. Wiele lat temu przeprowadzono badania preferencji czasowej u małych dzieci, chyba 6 letnich. Zostawiano je na 20 minut w pustym pokoju, sam na sam z talerzykiem cukierków. Badacz miał wrócić za 20 minut, z dużą torbą cukierków, jeśli nie wezmą żadnego cukierka z talerzyka. Tylko mały procent dzieci wytrzymywał tak ogromną presję. To, co najciekawsze, wychodziło po 20 latach, gdy badano 26-latków, a potem 46-latków… Okazało się, że wszyscy, którzy poczekali na torbę cukierków, odnieśli sukces w życiu. Nazwano to syndromem odroczonej nagrody.

Dlaczego jest ważne, że jest to kwestia charakteru? Bo charakter można zmienić, zwłaszcza swój własny 😉 zwłaszcza zaś część wpływającą na preferencję czasową.

Ważnym jest, by uświadomić dziś sobie, że próbuje się nam przez propagandę medialną oraz indoktrynację szkolną skrócić preferencję czasową. Obniżyć ją. Jest to działanie pozornie miłe, bo zachęca do „ulżenia sobie” w cierpieniach. Hasła:

– musisz to mieć TERAZ!
– jesteś tego warta!
– konsument jest władcą – więc konsumuj!
– należy ci się przywilej socjalny!

Są generowane z prędkością światła w tysiącu odsłon dziennie, gdyż nasi władcy niczego się tak nie boją jak tego, że… wydłużymy swoją preferencję czasową i przestaniemy konsumować. To, że jest to logiczny kierunek i działanie samozachowawcze, rozumie jednak coraz więcej osób. Z tego co prawda bierze się „kryzys”, czyli znienawidzone przez polityków „spowolnienie” gospodarcze. Problem w tym, że nie ma w takim postępowaniu obywateli nic niewłaściwego. Po prostu ludzie zaczynają sobie uświadamiać, że nie muszą być baranami prowadzonymi na konsumencką rzeź i płacić haracz w postaci np. podatku VAT. Kupujesz = płacisz VAT, nie kupujesz… rząd nie ma kasy. Ale jak kupujesz jako konsument, następuje transfer twojego bogactwa do kieszeni bogaczy, którzy emitują pieniądze. Tego prostego chwytu wiele osób jeszcze nie akceptuje rozumowo, ale intuicja już powoli działa.

Oczywiście, pojawiają się głosy, że nie warto czekać na drugie ciastko, jeśli można się delektować pierwszym. Ale jeśli, jak w finansach, odłożona dziś kawa przyniesie ci kilka kaw później, które będziesz mógł wypić w dogodnych dla ciebie okolicznościach?
Może się wam wydaje, że sięgam „zbyt głęboko”, że to zbyt filozoficzne, oderwane od rzeczywistości, tylko tu chodzi dosłownie o życie! Nasze i naszych dzieci, nawet tych, których nie ma, a być może nie będzie. Bowiem postawa polegająca na odraczaniu urodzenia dziecka aż się nie wyszaleję (nie zarobię na dom, nie będę miał wysokiego stanowiska), prowadzi do tego, że dzieci jest coraz mniej. W końcu, po co i dla kogo to opóźnianie? Dzieci to nie cukierek, a wyrzeczenie. Dzieci to inwestycja. I dlatego politycy dzieci nienawidzą. Bo dla nich dzieci to koszt, wydatek wynikający z socjalnych zobowiązań zaciągniętych w kampaniach wyborczych. Zabierając rodzicom 70% pensji obiecują, że zajmą się ich dziećmi, ale przecież po drodze trzeba wykarmić całe stada pasożytów (na dziś około 5 milionów w Polsce).

Politycy mają wyjątkowo krótki horyzont. Nawet nie 4-letni, na jedną kadencję. Oni rozpatrują wszystko w perspektywie zaledwie rocznego budżetu! Byle się budżet zapiął, po tym roku może być powódź!
Według mnie, z powodu krótkiego horyzontu właśnie, politycy łatwo dogadują się ze związkowcami, korporacjami ale także gejami. Te grupy mają podobnie krótki horyzont czasowy, np. hołubienie gejów przez przemysł hotelowy ma swoją przyczynę – normalni ludzie rzadziej korzystają z hoteli, zwłaszcza prywatnie. Geje lubią pożyć ponad stan, związkowcy, najemnicy korporacji i politycy też. Geje i związkowcy napędzają więc „obrót” gospodarczy, nie chcą widzieć transferu bogactwa, bo mają wysoką preferencję czasową i nie chcą odkładać konsumpcji na później.

Rodzina, naród, kościół, to grupy o niskiej preferencji czasowej. Perspektywa osób wierzących to wieczność, rodzina sięga pokoleń, kościół myśli w kategoriach jeśli nie wieczności, to przynajmniej wieków. Dla tych grup państwo, politycy, związkowcy, geje, to są tylko zjawiska przemijające. Dziś takie państwo, jutro inne. Żadne państwo nie przetrwało więcej niż setki lat, większość to twory góra kilkudziesięcioletnie, a rodziny często potrafiły przeżyć państwa. O kościele, dla którego państwa są tylko epizodem, nawet nie wspomnę. Dlatego osoby wierzące, a zwłaszcza katolicy, mają lepiej. Niby czasem biedują, a na świecie bywają nawet mordowani. Ale to nasz plan (w sumie Boży plan, ale kogo niewierzącego to obchodzi?) zawiera te krótkowzroczne planiki wszystkich pogubionych dusz.

Ponieważ więc jest regułą, zasadą, że długi horyzont prawie zawsze wygrywa, jako wierzący mamy nadzieję, że wszelkie wysiłki bezbożnych w pył się obrócą. I obracają się. Komunizmy, faszyzmy, eurosocjalizmy, koncepcja Europy zjednoczonej jako jedno państwo pod władaniem bożka EURO… to wszystko upadnie tym bardziej, im bardziej jest oparte na pysze i ludzkich żądzach.

Co robić?  Ćwiczyć się w obniżaniu swojej preferencji czasowej. Odkładać nagrody na później i kapitalizować. Tego boją się władcy tego świata. Bo to powoduje ich zubożenie, a retencję bogactwa wśród obywateli. A totalitarna władza niczego się tak nie boi jak bogatych i wolnych obywateli.

5 Comments for "Krótki czy długi horyzont? Pytanie za milion dolarów!"

  1. Sławek SWP 20 października 2013

    Przeczytałem sam tytuł i kawalątek początku… Zaraz przeczytam resztę… 😉 Horyzont to jest granica, perspektywa jest nieskończona. Korzystając z perspektywy, część ludzi zatrzymuje się na horyzoncie a inni wykraczają poza to co widzą. 😀 Czyli patrzenie „do horyzontu” bliższego lub dalszego to tylko kwestia wielkości (wysokości na której znajdują się oczy) patrzącego. Ktoś kto widzi wszystko, to co bliskie, to co dalekie i równocześnie wzrok mu błąka się w nieskończoności nie jest ograniczony granicą horyzontu. 😀

    • Marek Bernaciak 20 października 2013

      Słowo „horyzont” zostało tu użyte w oczywistym kontekście horyzontu czasowego. Ja widzę ogromny konflikt pomiędzy osobami o krótkim horyzoncie czasowym (wysokiej preferencji czasowej), które posuwają się do wymuszeń, ataku na własność prywatną i wolność osobistą innych osób. I to próbuję tu pokazać.

  2. Sławek SWP 20 października 2013

    Do zobrazowania „urządzenia świata” można też użyć „Handlarzy kosmosem” Pohl-a
    http://lubimyczytac.pl/ksiazka/60621/handlarze-kosmosem
    Tekst podoba mi się bardzo 😉 ale… No co, zawsze jest ale! A więc, ale na końcu jest reklama i instrukcja oraz indukcja własnego zdania 😀 Co powoduje, że tekst nie jest świetny! Świetny tekst zestawia fakty, pomysły, idee… Świetny tekst zawiera własne zdanie autora. A czytelnik sam dochodzi do wniosku. Czytelnik ma szansę wyrobić sobie własne zdanie i ewentualnie przedyskutować różnice lub omówić kwestie wspólne.
    Zróżnicowanie osobnicze (ale zabrzmiało) powoduje, że są ludzie widzący tylko daleki horyzont, ludzie nie potrafiący wykonać pierwszego kroku w drodze do tego odległego celu. A codzienność trzeba pokonać kolejnymi krokami, pierwszym, drugim, trzecim,… I następnymi, jeden za drugim.

    • Marek Bernaciak 20 października 2013

      Dziękuję za krytykę. Nie rozumiem, o co chodzi z tą reklamą?
      Jeśli chodzi o indukcję własnego zdania, to piszę tego bloga po to, żeby własne zdanie prezentować, więc nie widzę w tym błędu. I po to, by to moje zdanie zaprezentować potrzebne jest mi tło, kontekst.
      Jeśli chodzi zaś o instrukcję, to właśnie o to chodzi, żeby z tekstu coś wynikało, żeby poza ogólną krytyką rzeczywistości wskazać przynajmniej jedną możliwość zastosowania wniosków w praktyce dnia codziennego. Chcę się dzielić przemyśleniami, wnioskami i wskazywać przynajmniej niektóre możliwe kierunki działania. Mam nadzieję, że czytelnicy znajdą również sami swoje własne rozwiązania i metody postępowania.
      Nie chcę jednak zostawiać zaskoczonego moimi wnioskami czytelnika bez odpowiedzi na pytanie: OK, wnioski są ciekawe, ale co z nimi zrobić?

      • Jed 21 października 2013

        Bardzo zgrabne. Wskazanie Kościoła i rodziny jako nastawione odpowiednio na wieki i pokolenia (a przez to o niskiej preferencji czasowej) odkrywcze w swojej prostocie.

        Najciemniej jednak pod latarnią – bo zabrakło na tej liście firmy! Prawda, że by tu pasowała? 🙂

        Politycy nienawidzą dzieci – straszne.
        Hotelarze kochają gejów – przykre.
        Ale prawdziwe.

Warsaw

12:57