01.06 20143

Legitymizacja rządów Tuska, Putina, Orbana i… mojej żony

Widząc dyskusje o rządzie Ukrainy, oraz wypowiedzi na temat tego, co zrobić z proponowanym przez niektórych rozbiorem tego państwa, spostrzegłem bałagan pojęciowy. Wiem, że zamiast rzetelnej wiedzy i refleksji w dzisiejszych bezrozumnych czasach liczą się opinie i odczucia, bo rozum został zwolniony z obowiązków. Dlatego chciałbym choćby dla siebie uporządkować podstawy.

Relacje pomiędzy rządzącymi, a rządzonymi mogą być oparte w zasadzie na dwóch tylko zasadach: przemocy lub umowie. To nie dotyczy tylko rządów, bo wielu relacji, w tym małżeństwa, a małżeństwo jest najmniejszym państwem i należy je brać jako takie pod uwagę.
Otóż tak, jak małżeństwo zawarte pod przymusem lub podstępem jest z definicji nieważne, poddany tyrana nie musi się czuć w stosunku do tyrana moralnie zobowiązany. Legitymizacja władzy wynikać może bowiem tylko z dobrowolności, wykluczona jest przemoc, strach i podstęp. Dlatego w dalszym tekście będę używał terminu „waaadza” dla władzy pozbawionej legitymizacji.

Są bowiem sposoby wpływania na ludzi, które nie zasługują na moralne poparcie. Przemoc, kłamstwo, oszustwo nie prowadzą do budowy wolnego społeczeństwa. W ogóle nie budują, raczej rozwalają struktury społeczne. Rządzeni intuicyjnie to rozumieją i przy rozmowach prywatnych wzajemnie udzielają sobie rozgrzeszenia i poparcia w unikaniu wplywów rządzących, zarówno przez unikanie podatków, jak i kar za przewinienia.
Pragnąca za wszelką cenę legitymizacji waaadza stosuje więc często metody poniżej poziomu moralności gangstera. Nie myślę nawet o podsłuchach, więzieniach, pałowaniu i torturach. Tu przynajmniej ujawnia się jej cała pokrętność i słabość. Waaadza pozbawiona legitymizacji wciąga w obszar swojej demoralizacji najsłabsze moralnie jednostki i korumpuje je do cna.

Jak Sanhedryn, który bezskutecznie próbował skazać Chrystusa za pomocą fałszywych świadków, waaadza namawia więc co bardziej zawistne jednostki do donoszenia, promując donosicielstwo pod zgrabnymi hasłami jak: „nie bądź frajerem, weź paragon”. Albo zapewniając oficjalnie, że donosy podatkowe bez podpisu nie mogą stanowić podstawy do kontroli, jednocześnie 90% kontroli realizuje właśnie na podstawie… niepodpisanych donosów!  Podstawą do współpracy jest tu wyłącznie wspólnota zawistników, gdzie klasa zawistników będących przy władzy łączy swoje siły z zawistnikami bez władzy. Razem próbuje zniszczyć, a przynajmniej sterroryzować tych, których władza wynika ze stanu posiadania talentów, dóbr i umiejętności, zwłaszcza popartych ciężką pracą (i będących podstawą zawierania dobrowolnych umów, dającym im legitymizację). Nie na darmo w wywiadach mainstreamowych żaden rozsądny aktor czy artysta nie przyzna się, że swój sukces zawdzięcza pomysłowi i ciężkiej pracy.

Jak władza mojej żony, władza rządzących musi codziennie znajdować potwierdzenie. Tyle, że o ile z żoną zawierałem dobrowolną, publiczną i oficjalną umowę ważną dozgonnie, o tyle umowa z rządem nigdy nie została prawomocnie (czytaj dobrowolnie i świadomie) zawarta. W zasadzie formalnie waaadza bazuje na zarejestrowaniu mojej kukły prawnej. Akt własności został niejako przekazany przez moich nieświadomych (podstęp waaadzy) rodziców, którzy wszak nie musieliby mnie wcale zgłaszać jako urodzonego. Waaadza nie miałaby nawet świadomości, że istnieję. Uświadomcie to sobie: gdybym zamiast chodzić do komunistycznej szkoły, czytał od dziecka Rothbarda, byłbym kimś w rodzaju mentalnego Supermana, Mojżesza nie znającego stanu niewoli. To mogłoby być ciekawe… a tak tracę dorosłe lata oduczając się niewolniczych nawyków myślowych.

Waaadza kontynuuje próby rozszerzania swojego wpływu przez nieustanną propagandę. Wmawia zmanipulowanym poddanym, że sam fakt uchwalenia jakiejś ustawy, choćby najbzdurniejszej, czyni ją świętą. Nawet, jeśli ustawa wprowadza faktyczną okupację lub kolonizację jakiegoś segmentu rynkowego przez uprzywilejowaną organizację lub grupę osób. „Prawo” tak ustanowione ma tyle mocy, ile zastosowana w jego obronie przemoc. A przemoc ani podstęp nie jest podstawą legitymizacji.

Zarzuca się Putinowi manipulacje wynikami wyborów, nawet jeśli to manipulowanie polega tylko na nieuprawnionym, a nieproporcjonalnym dostępie do mediów. Ale nikt nie podejmuje dyskusji o możliwych fałszerstwach wyborczych w Polsce. Ten temat jest tabu. Jako zasłonę dymną wyciąga się wygłupy i występki nielicznych księży, robiąc z tego zadymę, jakich mało. Tymczasem nawet w ostatnich wyborach doszło do fałszerstw, których waaadza nie ściga, co stanowi wystarczającą podstawę do obebrania jej legitymizacji moralnego sprawowania władzy.

Z kolei atakuje się Orbana, który ma większą legitymizację do rządzenia niż samozwańczy, a na dodatek nieudolny rząd ukraiński, że próbuje utargować autonomię Węgrów. Bo niby to nie jest czas. A kiedy jest czas na targi, jak nie wtedy, gdy lokalny rząd jest słaby? Wtedy, gdy jest mocny? Był mocny, gdy Putin miał swoją marionetkę jako prezydenta. Przynajmniej demokratycznie wybraną. Może wybory były sfałszowane. Ale nikt tego wtedy nie wyciągał. Że poprzedni premier Ukrainy był marionetką Putina? A czyją marionetką jest aktualna atrapa rządu Ukrainy? A czyją marionetką jest rząd POlski? Bo że nie działa w interesie Polaków to każdy gołym okiem widzi, bo czy obce rządy są słabe, czy mocne, o autonomię Polaków na obczyźnie jeszcze żaden rząd „polski” się nie upomniał. Toczymy dyskusje pozbawione logicznych podstaw, bez opierania się na zrozumieniu, o co w ogóle chodzi. No to ja próbuję to uporządkować, pytając się: jaką mają legitymizację poszczególni gracze? Bo może jest tak, że to jest tylko konflikt pomiędzy gangsterami, z których każdy ma tylko tyle legitymizacji do rządzenia, ile mu dano karabinów i czołgów? I że to wszystko są najeźdźcy i okupanci?

Inaczej mówiąc, powinniśmy siebie zapytać, czy wszyscy nie znajdujemy się pod swoistym zaborem, okupacją. Zaborem przeprowadzonym pod karabinami Niemieckiej armii okupacyjnej i Armii Czerwonej, popartym sfałszowanymi wyborami i referendum, a potem kontynuowanym podstępnie pod pozorem udawanej demokratyzacji. Ten proces jest prowadzony międzynarodowo, tutaj UE wiedzie prym jako struktura dyktatorska, także pozbawiona legitymizacji.

Czy sprawy są aż tak beznadziejne? Bynajmniej. Oprócz nieustającej prawdy, że niewolnik, który jest świadom swojej niewoli już stawa się wolnym, w sukurs przychodzi nam (oprócz Rotharda i Wozińskiego) sam książę Liechtensteinu, Hans Adam II, który swoją legitymizację rozciągnął do takiego stopnia, że każdej gminie dał prawo wystąpienia, a ludowi łatwe do wdrożenia prawo odwołania… samego siebie. I to jest kierunek, w jakim pójdzie Europa. Albo jej wcale nie będzie.

3 Comments for "Legitymizacja rządów Tuska, Putina, Orbana i… mojej żony"

  1. Jed 6 czerwca 2014

    Efektem czytania Pańskich tekstów jest to, że zacząłem bardziej lubić innych ludzi. Czemu? Zauważyłem, że wrogość, nieufność, zawiść Polaków są efektem uciskania nas przez waaadzę właśnie. To tak jakbyśmy nie tam kierowali swój bunt gdzie trzeba. Jesteśmy skłóceni, wyżywamy się na sobie nawzajem.

    Teraz jak ktoś mi zajedzie drogę to mniej klnę – raczje myślę o nim jako o „bracie w usisku”.

    • Marek Bernaciak 7 czerwca 2014

      Bardzo mi miło, że Pan to zauważył. To prawda, że jesteśmy zdemoralizowani, bo mamy mentalne i duchowe „wirusy”, wprowadzane nam od dzieciństwa do serca, do mózgu. Mamy skrzywiony, postawiony na głowie sposób myślenia. I tych wirusów trudno się pozbyć, bo kłamstwa powtarzane miliony razy stają się błędnymi nawykami. A ich oduczenie się jest wielkim wysiłkiem, który tylko niektórzy desperaci są gotowi z siebie wykrzesać.

  2. Sławek 13 listopada 2014

    Panie Marku, przeczytałem ten wpis akurat przed niedzielnymi wyborami samorządowymi i znajduje w nim naprawdę uniwersalne przesłanie… Świętna strona – zarówno merytoryczna jak i wizualna. Sam jestem drobnym przedsiębiorcom i zawsze zwracam uwagę, by postępować zgodnie z zasadami… Pozdrawiam i zapraszam też na moją stronę:
    http://handelnadmorski.blogspot.com/

Warsaw

13:20