27.10 20132

Socjalizm/etatyzm jako sekciarstwo

Socjalizm to filozofia pomyłki, wiara w ignorancję i ewangelia zawiści. Jego nieodłączną cnotą jest równy podział biedy.

Kto to powiedział?
Winston Churchill, ten sam, który przestrzegał przed unią mediów i polityki, widząc niszczącą umysły siłę propagandy.

Im więcej rozmawiam z różnymi osobami broniącymi centralnego rządu i atakującymi Kościół, tym bardziej widzę, że te dyskusje szalenie przypominają dzielenie się wierzeniami.
Powiem więcej: z mojej strony wydaje się jest więcej czynnika logicznego i rozumowego niż u moich adwersarzy. Oni zapewniają co prawda, że to moja wiara jest nieracjonalna, że to mi się wydaje, że Bóg jest.

Jednak dla mnie rozmowa ze statolatrykami (od „idolatria” = bałwochwalstwo polegające na wielbieniu państwa jako bożka – termin  poznany przeze mnie dzięki Ludwigowi von Misesowi) jawi się jak nawracanie sekciarzy. Coś, jakby się rozmawiało ze Świadkami Jehowy, albo wierzącymi w Amway. Mój sposób obserwacji świata zaczyna się wyczulać i widzę, jak strasznie są poranieni ci ludzie i jak bardzo potrzebują lekarza, przewodnika, nauczyciela…
Ludzie po prostu wierzą, że „państwo” powinno się zająć tym lub innym zagadnieniem. Sęk w tym, że „państwo” jest tylko bytem myślnym, pojęciem umownym, nie istniejącym fizycznie. Niby definicja państwa obejmuje i obszar i ludność… ale w rzeczywistości nie istnieje ani państwo, ani „społeczeństwo”. To są tylko pojęcia służące do przeprowadzania analiz i budowania konstrukcji myślowych.
W rzeczywistości „państwo” sprowadza się do (nielicznej) grupy osób, która przypisuje sobie nadzwyczajne przymioty, pozwalające jej na prawie nieograniczone władanie danym obszarem. To, że grupka ta jest w rzeczywistości malutka, jak w filmie „The Tiny Dot”, nie ma dla efektu propagandowego większego znaczenia. Wystarczy powiedzieć „interes państwa”, a już wszyscy się kładą pokotem i nikt nie próbuje uruchomić nawet swojego intelektu, o mądrości nie wspomnę. Bo „państwo” spełnia współcześnie rolę bożka, idola… nawet nazwa zwyczajowa, Lewiatan – daje sygnał, że coś jest nie tak, bo Lewiatanem w Biblii nazywany jest mityczny potwór morski, powiązany z Piekłem.

Do tego dochodzi selekcja negatywna. Otóż „państwo” jako grupa osób posiadających monopol na przemoc na danym obszarze, co jest definicją Murraya N. Rothbarda, ściąga jak magnes osobniki leniwe, głupie i socjopatyczne. W sumie, osoby te w normalnym otoczeniu byłyby skazane na klepanie biedy i odrzucenie i wzgardę społeczności, a często nawet śmierć, bo ich tendencja do dominacji opartej na przemocy normalnie wzbudza nie tylko niechęć, ale odruch obronny, prowadzący nawet do eksterminacji w samoobronie włącznie. W warunkach równości podmiotów, czyli bez „monopolu na przemoc”, przypisanego sobie autorytatywnie przez „rządzących”, wspartego konsekwentnym i długofalowym działaniem propagandowym, te osobniki zajmowałyby zdecydowanie niższe pozycje w drabinie społecznej.
Zajmując się zorganizowaną grabieżą, ukrywają się za skomplikownie brzmiącymi nazwami tytułów. Nie będę nawet tu przytaczał przykładów, tak pełno jest tych maskujących niekompetencję, głupotę i urzędniczą butę tytułów. Kto potrafi powtórzyć nazwy większości ministerstw, a zwłaszcza ich wydziałów? Kto potrafi po spotkaniu z urzędnikiem powtórzyć pełną nazwę jego stanowiska? Toć do tego trzeba treningu logopedycznego!
Tytułomania ma przerażać. Taki jest jej cel. Jest to kontynuacja szkolnej indoktrynacji, polegającej na wieloletnim szkoleniu w wykonywaniu poleceń.

Ale co to ma wspólnego z sektą? Wszystko. Chodzi o to, że każdy członek sekty ma się bać. Sekty są zarządzane strachem. A największy strach, jaki ma tkwić w umęczonej duszyczce ma polegać na zagrożeniu, że… sekta przestanie istnieć, a jej członek zostanie sam. I co on biedny zrobi? Co pocznie bez rozkazodawców? Sam sobie nie poradzi. W każdym razie to jest podstawowe wierzenie, jakie każda sekta wbija do głowy swoim ofiarom. Nie jakieś intelektualne „poza Kościołem nie ma zbawienia”. Sekta mówi: „poza kościołem zginiesz”.

I tu dochodzimy do narzędzi. Cechą charakterystyczną dla sekciarstwa jest posługiwanie się sofizmatami i zaklęciami. W obszarze argumentacji socjaliści/etatyści w nadmiarze posługują się sofizmatami. I nie mówię tu o jakichś gadających głowach w pożal się Boże dyskusjach, gdzie ludzie pokroju pana Bosaka roznoszą biedne lewactwo na mieczu spójnych argumentów. O ile Kościół katolicki dopracował logikę do granic możliwości ludzkiego rozumu (niech ktoś podyskutuje z „Summą” Św. Tomasza), o tyle „dzieła” klasyków socjalizmu: Lenina, Marksa, Keynesa, roją się od niespójności, braków i innego typu sofizmatów.
W dyskursie publicznym z kolei stosuje się zaklęcia i magiczne mantry: płaca minimalna, sprawiedliwość społeczna, uczciwa cena, stwarzanie miejsc pracy przez rząd… i wiele innych, pozbawionych sensu i realizmu bzdur. O ile można dyskutować, czy istnieje osobowy, żywy Bóg (a ile osób przeczytało np. Św. Tomasza?), to dyskusja na temat płacy minimalnej jest w rzeczywistości próbami bezskutecznej edukacji nawiedzonych ignorantów. Ignoranci „wiedzą”, że płaca minimalna „poprawia” poziom życia, a edukatorzy kombinują, jak tu wymyślić jeszcze prostszy przykład, dowód, że płaca minimalna jest szkodliwym przesądem, mitem, intelektualnym błędem. Tylko jak to wytłumaczyć komuś „wierzącemu”, „oświeconemu”? Przecież bardzo trudno jest nawiązać intelektualną dysputę z ignorantem, na dodatek przekonanym o prawdziwości swoich wierzeń.

Istnieją tylko trzy znane mi grupy ludzi, którzy przyznają się intelektualnie do tego, że mogą żyć bez państwa: anarchokapitaliści, libertarianie i… katolicy. Tylko ci ludzie potrafią sobie wyobrazić życie bez państwa i nie wyrażają przy tym przerażenia. Mało tego, potrafią sobie wyobrazić porządek społeczny, który funkcjonuje bez zcentralizowanego aparatu przemocy.
(Jeśli chodzi o katolików, to oczywiście istnieje spektrum świadomości religijnej i społecznej, w którym znajdują się również osoby wierzącej w państwo i to jest katolicka odmiana pogaństwa tak jak wiara w przesądy, wróżby itp.)

Jak to z członkami sekty bywa, napotkani przygodnie na prywatce agitują za swoim państwowym „kościołem”, ignorując jakiekolwiek argumenty oparte na faktach i zdrowym rozsądku. Bo o ile Kościół katolicki uwolnił rozum i logikę od emocji i wierzeń, o tyle statolatria wiąże i krępuje logiczne rozumowanie, każąc opierać się na przekonaniach, emocjach i przesądach. Większość z nich jest wbita do głowy w szkole, ale również w mediach. Miliony powtórzeń błędów mają swoje konsekwencje. „Argumenty” są opanowane na pamięć, jak ten słynny: „jeśli nie rząd, to kto budowałby drogi?”.

Dlatego uważam, że cała kwestia dysputy ze zwolennikami państwa, a więc ze wszelkiej maści socjalistami, ukrywającymi się pod zamaskowanymi odłamami sekt ekologów, obrońców ziemi, obrońców pracowników, antyfaszystów i setek zielono-czerwono-niebieskich podróbek „wolnomyślicieli” sprowadza się do wierzeń religijnych. To przynajmniej tłumaczy zaciekłość w upieraniu się przy swoich przekonaniach.

2 Comments for "Socjalizm/etatyzm jako sekciarstwo"

  1. Jed 26 listopada 2013

    Szukałem definicji urzędnika i znalazłem w tym wpisie:
    „osobniki leniwe, głupie i socjopatyczne”
    Dziękuję za to 🙂

    • Marek Bernaciak 9 czerwca 2014

      Należy jeszcze dodać: „tchórzliwe” niestety…

Warsaw

11:19